Zakończenie
„Gdy się znalazłem w kręgu piosenki turystycznej,
było mi wszystko jedno co się tam śpiewa, czy o górach,
czy Dylana, czy Beatlesów - chodzi o to, żeby razem śpiewać,
żeby być ze sobą przy tym śpiewaniu bo ono jest funkcją
wspólnego bytowania.”
C9 F9
Oto droga przede mną karta
C9 F9
Nie spełniona opisem zdarzeń
C9 F9
Oto kroki - tykanie zegara
G13/9 F9 C9 F9
Aż po czasu najdalszy kraniec
C9 F9
Oto wola ziarno kiełkujące
C9 F9
Jakże wątło i jakże nieśpiesznie
C9 F9
Zasiane byle jak na łące
G13/9 F9 C9
Olbrzymiego groźnego powietrza
a G13/9
Błazen płacze - śmieje się błazen
F9 C9
Karuzela z twarzami w pędzie
a G13/9
Barwny kram z wyborem przeznaczeń
F9 Gis0 C9
Przy strzelnicy gdzie celem szczęście
a G13/9
Błazen płacze - błazen się śmieje
F9 C9
Zgiełk przy w łuk ustawionych stołach
a G13/9
Może dziś wiatr inaczej zawieje
F9 Gis0 ( C C* C9 d9 d7/11 d9* C C* C9 d9 )
Może jutro zamknie się koło
Ile pytań we mnie a ile
Pustych miejsc przy słowie odpowiedź
W ilu drogach zanurzyłem się w pyle
By i tak nie móc trafić ku sobie
Wiem co woda powietrze i ogień
Ale powiedz gdzie znajdę wytchnienie
Gwiazdo moja która mnie prowadź
Po bezkresnych nieba przestrzeniach
( solo jak refren i refren )
C9 F9 G13/9 Gis0 C* C9 d9 d7/11 d9*
01.02.1996
U Pana Boga za Piecem - Zakończenie
Z początkiem maja przyroda wstaje z łóżka. On (Wojtek Bellon) zmarł z początkiem maja. I jest to aż nieprawdziwe. Maj był przecież Jego miesiącem. Był Jego wychodzeniem z zimy jak w wierszu Adasia, który Wojtek śpiewał. Otrzepywał się wtenczas niczym niedźwiedź, wyłaził z zadymionych studenckich klubów i piwniczek, i szukał po krakowskich błoniach i na plantach śladów swoich gór i w końcu jak po nitce ruszał w te góry albo gdzieś i przywoził stamtąd nowe przyjaźnie, nowe opowieści, nowe wiersze i piosenki. I wszędzie było Go pełno i był w paru miejscach na raz, jakby polska karlała pod nogami i Kraków dla Szczecina był ledwie drugą stroną ulicy. Ciągnęło Go do ludzi. Nie bał się ich. Był ich ciekaw, jak dziecko. I miał wielką, ogromną łatwość obcowania ze wszystkimi. Budził zaufanie. Nie potrafił przywdziewać masek. Prawdopodobnie to ta Jego uczciwość i niezłomna wiara w zasady, które kultywował, przyciągała ich do Niego, tak jak w tym rozedrganym świecie przyciąga wszystko, co nosi znamiona trwałości. Życie do najtrwalszych nie należy. To życie bardzo Go absorbowało. Chciał je przeżyć po wielokroć, jakby przewidywał, że będzie go miał niewiele. Musiał być tam gdzie się coś dzieje. Musiał w tym uczestniczyć. Musiał być światkiem i poruszycielem. Szukał. A dom? Dom był Jego tęsknotą. Miał być schroniskiem w górach, gdzie przyjaciele zawsze mogą rozprostować nogi i opowiedzieć o swoich wojażach. Szukam, szukania mi trzeba, domu gitarą i piórem. Tak śpiewał. Nikt bardziej niż On nie był daleki od blichtru tego świata, od jego zewnętrzności, od wszystkich lepów, błysków, mgnień i całej tej powierzchowności, która kusi, ale oddala od sedna spraw, od ich kośćca od tego, co bez żadnych aneksów i odniesień zawiera się w dekalogu. Nikt. Liryka Wojtka jest prosta i piękna, jakby wymknęła się górskim krajobrazom przenosząc w środek zagonionych nieprzytomnie miast, świerki, buki, cerkwie i potoki, to do czego On wracał jak do Mekki. Jego ludzie prawdziwi, albo stworzeni na podobieństwo Autora, wcale nie musieli wiedzieć, że samoloty nie wysiadują jajek, a przecież ich sprawy były wielkie, znaczące, pachniały chlebem i sianem. I nie znam takich co nie ulegliby tej liryki wzruszającemu urokowi, a jeśli są to niech mi nie wchodzą w drogę.
Jan Wołek
3 maja 1985 roku zmarł w Krakowie Wojtek Belon lider legendarnej Wolnej Grupy Bukowina, której ballady stały się znane zanim doczekały się prezentacji w mediach i na fonogramach. Do dziś są kultowymi pieśniami szlaku, śpiewanymi nie tylko przy ognisku, ale wszędzie tam gdzie pierwszą potrzebą staje się potrzeba bycia razem… W wywiadzie udzielonym Piotrowi Bakalowi na dwa tygodnie przed śmiercią Wojtek Belon powiedział: Ja nie lubię naklejek. W momencie, gdy się znalazłem w kręgu piosenki turystycznej było mi wszystko jedno co tam się śpiewa. Czy się śpiewa o górach, Dylana czy Beatlesów. Chodzi o to żeby razem śpiewać, żeby być ze sobą przy tym śpiewaniu. To śpiewanie jest funkcją wspólnego bytowania.
Paweł Szeromski
Fenomen Wojtka Belona Wiecznego Wędrowca Bożego polegał jeszcze na tym, że w każdym niemal mieście, a nawet miasteczku, miał kogoś z bliskich przyjaciół albo znajomych. Gdzie się tylko pojawił, zaraz jakby spod ziemi wyrastali wielbiciele jego mądrych pieśni. Zjednywał sobie swym śpiewaniem docentów, profesorów, stróżów nocnych, goprowców sam był jednym z nich przez dłuższy czas ludzi gór i nizin. Dla niego liczył się przede wszystkim człowiek wrażliwy, dlatego nikomu nie zaglądał w papiery. (…) 3 maja 1985 roku Wojtek Belon już nie żył. Zmarł w Krakowie mając zaledwie 33 lata. (…) Ale prawdziwy artysta nigdy nie odchodzi cały. Wojtkowi jak mało któremu twórcy udało się to, że jego pieśni, mimo iż rzadko prezentowano je w radiu czy telewizji, znane są szeroko i śpiewa je wielu ludzi. Ci najmłodsi wykonawcy Wojtkowych opowieści często już nawet nie bardzo wiedzą kto je napisał, zresztą nie tylko ci najmłodsi, bo wiele z tych pieśni zadomowiło się na zawsze, a śpiewający je nie zastanawiają się kto je tworzył. Ot, były zawsze. Jak zawsze był wiatr, deszcz, czy góry.
Adam Ziemianin