ukryj menu          

Konik na biegunach

słowa: Franciszek Serwatka
muzyka: Jacek Dybek
       a                                                                                       E

Za rok, może dwa, schodami na strych odejdą z ołowiu żołnierze,

          E                                                                                                  a

Przeminie jak wiatr, uśmiechów twych świat, kolory marzeniom odbierze.

       a                                                                                                d

Za rok może dwa schodami na strych, za misiem kudłatym poczłapią,

         d                          a                 E                                E7

Beztroskie te dni i zobaczysz, że jednak wspaniały był on...

 

              A                                        E

Konik, z drzewa koń na biegunach

     E                                                                              A                       

Zwykła zabawka, mała huśtawka, a rozkołysze, rozbawi.

   A                                          E

Konik, z drzewa koń na biegunach,

      E                                                                                      a

Przyjaciel wiosny, uśmiech radosny, każdy powinien go mieć...

 

         a                                                                                                   E 

Kłopotów masz sto i zmartwień masz sto, bez przerwy, to twa karuzela. 

         E                                                                                          a

Nie lalka co łka, nie piłka co gra, bez reszty twój czas dziś zabiera.

    a                                                                                         d

Ulica szeroka, wystawa, to tu na chwilę przystaniesz zdumiony,

        d                                a                E                                         E7

Uśmiechnij się więc i zawołaj, jak wtedy, gdy na grzbiecie cię niósł.

 

 

Konik, z drzewa koń na biegunach ...

 

Radosny to dzień, wspaniały to dzień, wracają z ołowiu żołnierze,

Ze strychu znów w dół, schodami aż tu wracają, lecz już nie do ciebie.

By ktoś miał jak ty radosne miał dni, powrócił przyjaciel, ten z wiosny.

Dlaczego - to każdy już powie - na plecach przyniosłeś go tu?

 

Konik, z drzewa koń na biegunach ...

Michal Hochman- Konik na biegunach

Konik na biegunach - Urszula
URSZULA - KONIK NA BIEGUNACH


Jacek Dybek – krakowski muzyk, kompozytor piosenki „Konik na biegunach" - po przejściu na emeryturę gra na saksofonie i klarnecie w kawiarni na Kazimierzu.

                                                           Pora dla seniora 4 VI 2008

Co ma Gandhi do „Konika

Nigdy nie nauczyłem się czytać nut, choć większość mojego życia była związana z graniem - mówi kompozytor Jacek Dybek, autor przeboju „Konik na biegunach”. Pochodzi z Krzeszowic. 

Ewa Solak: Dzisiaj w dresiku, czyli rozmawiamy „na sportowo”? 
Jacek Dybek: - Może być nawet truchtem. Lubię sobie pobiegać. Od ósmej rano ćwiczę. Z Krakowa dojechałem do Rudawy, a potem pieszo dotarłem do Dębnika. Stamtąd kolega podwiózł mnie do miasta. I jestem.
Często w Krzeszowicach? 
- Kiedyś częściej, teraz rzadziej. Ale lubię to miasto. W końcu tu się urodziłem i przez wiele lat mieszkałem. Do dziś stoi mój rodzinny dom przy ulicy Miękińskiej. Krzeszowice śnią mi się nawet. Wyrosłem tu i nie mogę zaprzeczyć - jestem prowincjuszem. 
Niewiele jednak zostało z atmosfery lat pięćdziesiątych, czy sześćdziesiątych. Nie ma już kawiarni Turystycznej niedaleko Pałacu Vauxhall, do której chodziliśmy z pisarzem Staszkiem Czyczem. Jego też nie ma.
Długo się przyjaźniliście? 
- O! Wiele lat. Większość tego czasu spędziliśmy właśnie w Turystycznej. Obaj byliśmy sporymi indywidualnościami z poczuciem niespełnienia. Dziś wydaje mi się, że żyliśmy jakby w letargu tej prowincji, zwanej Krzeszowicami. Staszek potrafił jednak odnaleźć we mnie to, czego inni nie dostrzegali. Kilkakrotnie przewijałem się w jego twórczości. Napisał kiedyś, że gdyby Gandhi urodził się gdzie indziej, pewnie byłby gwiazdą. Wtedy jednak nie byłby tym, kim jest...
 
Gandhi to o panu...? 
- Tak mnie tu nazywali. Zawsze byłem chudy, opalony i chodziłem w białym garniturze.
W Krzeszowicach skomponował pan „Konika na biegunach”. 
- Ale wtedy nie był to taki przebój, jak później, gdy zaśpiewała go Urszula. Kiedy pierwszy raz go zagrałem, był rok 1961. Franek Serwatka poprosił mnie o melodię do kabaretu Cyrulik, działającego wtedy przy krakowskiej Akademii Medycznej. Siadłem do fortepianu ciotki i próbowałem dotąd, aż wyszło coś, co spodobało się kabareciarzom. Franek napisał tekst. Utwór zajął I miejsce na festiwalu piosenki studenckiej w Częstochowie. A potem wydawało się już, że zniknęła. Aż zaśpiewała ją Urszula.
Ucieszył się pan, że znów ożyła? 
- Byłem zaskoczony! Siedziałem akurat w kuchni z córką, gdy przez radio puścili przebój. Ani żona, ani dzieci nie wiedziały, że to ja skomponowałem do niego muzykę. Bo komponować nigdy nie lubiłem. Wolałem na żywo improwizować. „Konik” w nowej aranżacji był jednak świetny.
Pewnie znów przypomniał panu o dzieciństwie i młodych latach w Krzeszowicach? 
- O pierwszym koncercie w parku przy budynku balneologii. Mając pięć lat, schowałem się pod estradą, żeby mnie nikt nie znalazł. O rozrabianiu w łaźni miejskiej, gdzie jako dzieci podglądaliśmy z kolegami kąpiące się dziewczyny. O piosenkach puszczanych przez radiowęzeł na poczcie. I pierwszym akordeonie, kupionym przez tatę. No i próbach nakłonienia mnie do nauki w szkole muzycznej.
Nie wyszły? 
- Nigdy nie nauczyłem się czytać nut, choć większość mojego życia była związana z graniem. Wszelkie próby teoretycznej edukacji w tym zakresie spełzły na niczym. Byłem po prostu leniwym lekkoduchem, choć nigdy nie miałem poczucia marnowania czasu.
Dziś gra pan w Krakowie, a kiedyś? 
- Ech, kiedyś to nie tylko w Krzeszowicach, ale też w Chrzanowie. Pamiętam dwie restauracje: Bajkę i Nową. Istnieją jeszcze?
Nowa tak, Bajka nie. 
- No właśnie. Wszystko się zmienia, oprócz poczucia niezależności. Choć na początku lat siedemdziesiątych, kiedy zakochałem się w swojej przyszłej żonie, byłem gotów ograniczyć tę niezależność.
Przestał pan grać? 
- Tak, bo rodzina i jej bezpieczeństwo było dla mnie najważniejsze. Żona do dziś jest moim ideałem kobiety. Nie mógłbym być blisko niej, jeżdżąc równocześnie na koncerty, żyjąc jak artysta. Na szczęście mam też talent w rękach, zostałem dekoratorem na państwowym etacie. W latach osiemdziesiątych zwolnili mnie, co poniekąd sprawiło, że wróciłem do grania. Kupiłem klarnet i ćwiczyłem do upadłego. Poza tym zatęskniłem za muzyką. Zacząłem też grać na saksofonie. Miałem trochę szczęścia, bo nie zerwałem kontaktu ze znajomymi muzykami z dawnych lat.
Udało się? 
- Teraz razem z pianistą Andrzejem Nowakiem w każdy czwartek gram w knajpce „Dawno temu na Kazimierzu” przy ulicy Szerokiej.
Nie znając nut... 
- Droga do celu nie zawsze jest najistotniejsza. Jako dziecko, chodziłem do przedszkola na Nowej Wsi. Na podwórku, w maleńkiej, drewnianej klitce mieszkał facet, którego wszyscy się bali. Prawdopodobnie pomagał przy pracach w ogrodzie, ale był upośledzony. Uciekaliśmy przed nim, by znów wracać i podpatrywać, co robi. Pewnego dnia wpadliśmy do tej chatki i zamarliśmy, bo był w środku. Jak gdyby nas nie zauważył. Wziął do ręki skrzypce. Oniemieliśmy, słysząc muzykę wygrywaną z taką pasją. Bo rzecz w tym, by umieć wyrażać siebie. To, co wynika z wewnętrznej potrzeby, co faktycznie w duszy gra. To właśnie jest dla mnie istotą rzeczy. Mam dobry słuch i kocham muzykę. To sprawia, że nadal pracuję, robiąc to, co najbardziej lubię. 
Rozmawiała Ewa Solak
 
 

Michał Hochman wprowadził piosenkę z kabaretu  Cyrulik” krakowskich autorów Jacka Dybka i Franciszka Serwatki  Konik na biegunach” na estrady ogólnopolskie. Po raz pierwszy wykonał  Konika” w audycji radiowej  Mikrofon dla Wszystkich” w 1962 roku, a następnie nagrał go dla III programu Polskiego Radia z warszawskim zespołem  Kawalerowie” w 1965 roku. W latach 90-tych zainspirował Urszulę podczas jej pobytu w Stanach Zjednoczonych Ameryki do nagrania tej piosenki. Od 1969 roku Michał Hochman zamieszkuje w USA. Według poety Jerzego Księskiego  charakterem ekspresji Michała jest naturalność, prostota, skromność. Towarzyszy temu ogromna sympatia do spraw zwyczajnych i codziennych, uczuć ludzkich, o których śpiewa, poetycka świeżość marzenia i swoboda poruszania się w krainie marzeń i rzeczywistości. Potrafi on nawiązać z nami bezpośredni kontakt, który zaprasza nas do wspomnień i marzeń”. Gestem przyjaźni oraz uhonorowaniem Michała Hochmana jest obraz namalowany w 2003 roku w Nowym Jorku przez wybitnego artystę Tadeusza Mysłowskiego pt.  Majko Forever”. Michał Hochman nagrał m.in. takie płyty jak  Konik na biegunach” z 16 piosenkami czy album  To była miłość”, na którym autorami tekstów piosenek są Jerzy Księski, Agata Tuszyńska, Franciszek Serwatka, Jolanta Naklicka, Jim Croce, kompozytorami zaś Michał Hochman, Romuald Lipko, Franciszek Serwatka, Eric Clapton oraz Jim Croce. Płyta ta według Romualda Lipko, lidera zespołu  Budka Suflera”, przyniosła  zaskakująco-fascynujący performance łączący romantyczność przeszłości ze świeżością nowych aranżacji”. 
   
Ta piosenka (KONIK NA BIEGUNACH) ma za sobą trzy życia, ale ma taki potencjał, że jej reinkarnacja wydaje się nieuchronna.
Przyszła na świat w Krakowie w Kabarecie Studentów Akademii Medycznej „Cyrulik”. Założony w 1960 r. zasłynął z debiutów gwiazd piosenki Hanki Koniecznej i Ewy Demarczyk, oraz z „Konika na biegunach”. Wakacje owego r. ekipa artystyczna krakowskich uczelni spędzała w Kortowie. Oprócz „Cyrulików” był tam też zespół Jazz_Band_Ball. A w nim multiinstrumentalista Jacek Dybek. Chodziła mu po głowie pewna melodyjka, dla jazzu nieprzydatna, ale w sam raz dla kabaretu. W istocie nadawała się. Nie bez kłopotów (magnetofon był rzadkością) nagrano szkic piosenki i czekano na przypływ weny twórczej by opatrzyć ją tekstem. Podejmowano nieudane próby, aż pewnej nocy...
Franciszek Serwatka wynajmował pokój w Prokocimiu. To daleko od Rynku Głównego przy którym mieści się klub „Pod Jaszczurami”. Klubowe imprezy kończyły się późno, tramwaje już spały w zajezdni, trzeba było godzinę spacerować do domu. To był dobry czas na rozmyślania. Po jednym z takich powrotów usiadł Franek nad kartką papieru i spisał ułożony po drodze tekst. Tak domknęła się chwilowo sprawa „Konika”. To miał być bardziej kabaretowy żart niż piosenka. No bo jakże to? Kraków Zielonego Balonika i Piwnicy pod Baranami wymagał od swoich twórców, choćby i kabaretowych, poezji, a tu jak sam ją nazywa autor: „taka sobie kuchenna piosenka”. I choć gdzieś tłukła się po głowach myśl, że to może być przebój, wiele znaków wskazywało na to, że jednak nie. Najpierw wystartowano z nią na Przeglądzie Piosenkarzy Studenckich w Częstochowie. Choć życzliwie przyjęta przez publiczność nie dostała nawet wyróżnienia. Ale najgorsze miało nadejść. W „Życiu Warszawy” ukazała się druzgocąca recenzja Andrzeja „Ibisa” Wróblewskiego: Co to znaczy, że „ z ołowiu odejdą żołnierze”? Z ołowiu idą, czy są z ołowiu? A ta muzyka, trochę włoska, taki Marino Marini. Coś okropnego. O co panu chodzi panie Serwatka?
W archiwum krakowskiego radia przetrwała oryginalna wersja piosenki. Wielkiego wrażenia nie robi. Ot, nagrana z towarzyszeniem fortepianu kabaretowa miniaturka. I pewnie tak by się to zakończyło, gdyby nie człowiek, który dał jej drugie życie.
W 1962 r. Zrzeszenie Studentów Polskich zorganizowało w Kołobrzegu obóz dla piosenkarzy studenckich. Wśród wykładowców Krzysztof Komeda, Jerzy Abratowski, wśród uczestników Franciszek Serwatka, Jacek Dybek i student geografii z Lublina Michał Hochman. Wyjechał z Kołobrzegu z mocnym postanowieniem, będzie śpiewał „Konika”. Pierwsza duża okazja nadarzyła się w audycji „Mikrofon dla wszystkich”, a redakcja została zasypana setkami próśb o tekst piosenki. To był znak, że Michał Hochman ma przebój. W dodatku zaproszono go w 1964 r. na festiwal opolski, gdzie miał zamiar olśnić widownię. Nie udało się, organizatorzy skreślili utwór ze względu na „niskie walory artystyczne”. Wreszcie trzecia, zakończona wielkim sukcesem, próba. Nagranie z zespołem Kawalerowie, dla III programu Radia. No, po prostu szał. Big beatowa wersja sentymentalnej piosenki stała się z dnia na dzień przebojem. I prawie z dnia na dzień słuchaczom się znudziła. Pozostała w repertuarze weselnych kapel i ogniskowych gitarzystów. Michał Hochman wyjechał do Stanów, a wraz z nim „Konik”.
W 1988 r. także do USA wyjechali Urszula ze Staszkiem Zybowskim kompozytorem i gitarzystą. No i doszło do spotkania dwóch pokoleń śpiewających lublinian. Michał puszczał nam swoje piosenki, opowiada Urszula, był wśród nich „Konik na biegunach”. Pamiętałam go z dzieciństwa jak przez mgłę, ale tak jakoś zadrapało mnie w gardle, zrobiło się cieplej na sercu. Wspomnienia, nostalgia. Staszek znał ten utwór lepiej „słuchaj” powiedział „na wszystkich weselach, studniówkach, balach na których grałem nie mogło się obejść bez tej piosenki, ma pomysł jak to zrobić na nowo”.
I zrobił. Ostra rockowa wersja dziwnie kontrastuje z sentymentalnym tekstem, ale podczas koncertów już po trzecim utworze z widowni słychać okrzyki „Konik! Konik!”.
Bo taki jest urok tej piosenki, która niczym jej bohater, odkładana na strych niepamięci, powraca by po raz kolejny rozkołysać, rozbawić.

 

Śpiewnik

Folder plików

 

Najnowsze piosenki

więcej
 
na górę